OD ZAWSZE KOGOŚ UCZYŁAM :)
Od dziecka kogoś uczyłam. Najpierw moje młodsze siostry, koleżanki na podwórku. Robiłam z nimi przedstawienia, tańce i opowiadania dla rodziców. Z różnymi perypetiami i trudnościami przeszłam przez szkołę muzyczną i w trakcie studiów rozpoczęłam pracę z dziećmi małymi i większymi. Uwielbiam to robić, ten moment, gdy widzę roziskrzony wzrok dziecka dodaje mi skrzydeł. Myślałam, że wszędzie będzie tak samo, bo przecież dzieci są takie same -chętne do działania, mające swoje niedoścignione pomysły, jednak…
Po przeprowadzce z Poznania w Beskidy pełna energii i chęci rozpoczęłam lekcję muzyki, w małej górskiej szkole piosenką, która wszędzie, gdzie wcześniej uczyłam, była “hitem” otwierającym serca i uszy dzieci. Tutaj było inaczej -zamiast uśmiechniętych buziek, poderwania się dzieci do ruchu napotkałam nieruchome spojrzenia i ciała mówiące: “ czego ta baba od nas chce”. Dzieci nie potrafiły rozróżniać emocji w muzyce, nie wiedziały, że może ona dawać tyle radości. Nie wspomnę o nutach i innych teoretycznych aspektach tajników wiedzy muzycznej.
Nie ukrywam troszkę się podłamałam, popłakałam, pożaliłam mężowi i…. zaczęłam intensywnie myśleć. Rozpoczęłam długą drogę, szukałam rozwiązania problemów, które napotkałam.
Po wielu próbach odkryłam czego potrzebują “moje dzieci” – energiczni, „skaczący” do siebie górale i ciche góraleczki.
Zobaczyłam, że najbliższa jest im ich własna muzyka –góralska, że nie mogą znać instrumentów klasycznych i perkusyjnych, bo ich nigdy na oczy nie widzieli i nie słyszeli.
Powoli „całymi nutami” posuwałam się naprzód. Zaczęłam ich uczyć śpiewać i grać na flecie melodie góralskie ( są w miarę łatwe). Po kilku zajęciach uczyliśmy się tańców góralskich do poznanych przyśpiewek. „Jest kontakt” – pomyślałam do momentu, gdy wprowadziłam dzieciom muzykę Chopina. Podczas lekcji taki oto odbył się dialog:
Ja: posłuchajcie to jest moja ukochana muzyka, często jej słucham….
Dziecko: a co? Mąż Panią zmusza do słuchania tego?
Ja: ( dusząc śmiech) Nie, sama chcę jej słuchać. Pomaga mi gdy jestem smutna albo zdenerwowana…
Obserwując wzrok dzieci wiedziałam już, że ich nie przekonałam. Dopiero po dwóch latach choreografii, zabaw instrumentalnych, malowania obrazków, śpiewu, dzieci otworzyły się na Chopina a potem stopniowo na muzykę klasyczną.
Teraz widzę co mi pomogło: moje pięknie brzmiące instrumenty, wyjazdy na koncerty żywej muzyki, lekcje prowadzone jako rytmika wg. metody E. J. Dalcroze’a, oparcie na folklorze jak to zawsze robił Kodaly i stworzone przeze mnie ruchome pomoce z drewnianymi elementami, które pozwoliły moim góralskim kinestetykom opanować podstawowe informacje z teorii muzyki i oczywiście nasze przedstawienia teatralne w których pokazywaliśmy wszystko czego się nauczyliśmy:)

W efekcie udało mi się z pomocą mojego męża i moich uczniów stworzyć to wszystko, a ponieważ kosztowało mnie to wiele godzin wysiłku, trudu i nie ukrywam pieniędzy, nie chcę zostawiać tego tylko dla siebie. Może ktoś z Was drodzy czytelnicy będzie potrzebował moich pomysłów i pomocy?
ZAPRASZAM SERDECZNIE
To będzie blog dla wszystkich, którym leży na sercu
rozwój muzyczny ich dziecka lub ucznia:)